– Ugh… – wyplułam cukierek na serwetkę. – Co to jest? Obrzydliwe!
Pierwsze zetknięcie z dziwnymi smakami w Szwecji przed laty było dość szokujące.Cukierki, które zapowiadały się słodko-czekoladowo okazały się mieć słone lukrecjowe nadzienie. A że lukrecji nie uważam, nie szanuję i żreć nie będę, wylądowała w koszu. Towarzyszył temu tylko demoniczny śmiech mojego brata, który tak gorąco zachęcał mnie do owych słodyczy, wiedząc oczywiście jak smakują.
Drugie podejście również nie było sukcesem. Dostałam shota w barze, który miał mieć smak czarnej porzeczki. Jak się oczywiście domyślacie, nie miał! Znów lukrecja. Byłam bliska zwrócenia zawartości kieliszka na stolik, jednak metody relaksacyjne i kontrolowanie własnego ciała nie zawodzi, wdech i wydech, chwila ciszy, mogłam wrócić do realności.
Dla kogoś kto nigdy lukrecji nie jadł z własnej woli, zetknięcie ze szwedzkim zamiłowaniem do jej specyficznej odmiany nie jest niczym przyjemnym. Tym bardziej, że mówimy tu o latrits, czyli o słonej lukrecji, a więc piekło i jeszcze dziesięć metrów dołu szpadlem.
Wikongowie lubią dziwne dla nas Polaków połączenia smakowe. Lukrecja jest jedynie jednym z wielu przykładów. Jednak w związku ze zbliżającymi się świetami i nowym rokiem, przybliżę dziś jeden z nich, który zaobserwowałam w grudniu. Jednym ze smakowitych zwyczajów przedświątecznych, niczym u informatyków skórki mandarynek przy klawiaturze, jest jedzenie pierników z dodatkiem sera pleśniowego. Właściwie można to robić cały rok, ale w grudniu ze szczególną celebracją. Wiem jak to brzmi. Jak to pierniki i ser?
Kiedy zobaczyłam współpracownicę pałaszującą pierniczka imbirowego posmarowanego serem pleśniowym, zdębiałam. Pytam więc, czy to jej dziwactwo, czy takie ogólnokrajowe. To drugie. Oczywiście nie obyło się bez zachęty do spróbowania. Zabrałam się więc w drogę na dół, do kuchni, po drodze mrucząc tylko pod nosem, że Szwedzi, to jednak są kopnięci.
W ciągu tego samego dnia dowiedziałam się, że sam pepparkaka i ädelost to za mało, żeby całkowicie pogrążyć się w świątecznej atmosferze potrzebny jest też glögg i knäck. Wtedy jest cały zestaw i można śmiało powiedzieć, że okres przedwigilijny celebrowany był należycie. Współpracownicy rozpływali się we wspomnieniach opowiadając mi, że koniecznie muszę spróbować połączenia wszystkich czterech składników, bo wtedy dopiero można mówić o prawdziwych świętach, jak u szwedzkiej mamy. A co to są te dziwne nazwy?
Pepparkaka – popularne na całym świecie płaskie, kruche pierniki z dodatkiem imbiru.
Ädelost – ser pleśniowy produkowany z mleka krowiego. Szwedzki odpowiednik niebieskiego sera, szczególnie francuskiego Roquefort, mimo że ten jest owczy. Zawiera aż 50% tłuszczu. W zależności od czasu dojrzewania, może być łagodniejszy lub pikantny, jeśli leżakuje dłużej.
Glögg – napój, najprościej mówiąc grzane wino, pochodzenia szwedzkiego, jednak pijany przez wszystkich Skandynawów w okresie świątecznym. Najczęściej jest robiony na bazie czerwonego wina, jednak można korzystać też z innych alkoholi, a i wystepuje również w wersji całkowicie bez procentów. Domowy glögg przygotowuje się w podgrzewanym naczyniu dodając do płynu przyprawy, imbir, bakalie oraz czasami owoce. Sama nazwa pochodzi od słów określających rozgrzanie się, czyli idealnie pasujących do ciepłego napoju, który ma nam dotrzymywać towarzystwa w zimne i ciemne wieczory. Można też kupić gotową wersję w sklepie, wtedy trzeba tylko podgrzać w garze.
Knäck – malutkie cukierki domowej roboty na bazie karmelu z cukru i śmietany. Podobno najbardziej szwedzki przysmak świąteczny od XVIII wieku.
Idę więc w kierunku kuchni, żeby spróbować chociaż namiastki tego dziwnego szwedzkiego mieszania smaków. Piernika smaruję serem, sowicie, przecież nie za swoje, to nie będę sobie żałować. I nieoczekiwanie zasmakowało mi to połączenie. Ciastko w cudowny sposób uzupełnia leciutko gryzący smak sera, który swoją drogą pachnie bardzo intensywnie. I tak jak za glöggiem nie przepadam, zamierzam zaopatrzyć się w butelkę i w święta zagryźć go piernikami z serem. Odpuszczę jedynie karmelki, bo to sam cukier. Jeśli macie możliwość zakupu tych przysmaków, może w Ikei, spróbujcie posmakować Szwecji w święta. A może już jedliście w taki sposób pierniki? Dla mojego ojca koncepcja pepparkaka med ädelost nie była wielkim zaskoczeniem, może to ja jestem za mało światowa. 🙂