Początkowo, kiedy tu przyjeżdżałam w odwiedziny, nie chciało mi się w to do końca wierzyć. Wszystko pięknie wygląda w teorii, ale praktyka pokazuje jak jest w rzeczywistości i czy ten koń malowany, piękny i uroczy, nie gnije od środka. Okazuje się, że nie tylko nie psuje się, ale też że z dobrego surowca powstał. Teoria zakładała, że Szwedzi świetnie mówią po angielsku. W życiu okazało się… że to prawda. Why?
Telewizja szwedzka (i kino), przynajmniej współczesna, nie zna czegoś takiego jak instytucja lektora. Film obcojęzyczny jest zawsze z napisami, a jeśli jest skierowany do najmłodszych, bo na przykład animowany lub bajka w formie filmu, to mamy do czynienia z dubbingiem. Tego pana czy pani, co to nam czyta i zagłusza aktorów, po prostu nie ma. Stąd od lat szczenięcych Szwedzi są oswajani z wymową angielską oraz z jej brzmieniem. Procentuje to ogromnie w przyszłości, bo zdecydowana większość, którą spotkałam ma dobry akcent. Nie twierdzę zrazu, że lektor to wymysł tragiczny. Przydaje się osobom starszym oraz takim, które mają problemy ze wzrokiem i idąc spać zakładają znoszone okulary zamiast soczewek, przez które już się tak dobrze napisów nie odczyta. Ale na szwedzkiej ziemi go nie uświadczycie. A jak opowiadam o nim znajomym, to szeroko otwierają oczy ze zdziwienia.
Po drugie primo, nacisk na naukę języka angielskiego w szkołach jest spory. Przykłada się ogromną wagę do tego, by dzieciaki były w stanie porozumieć się chociaż komunikatywnie, a najlepiej i poprawnie gramatycznie. I mam tu na myśli przede wszystkim dogadanie się w praktyce. Czyli rozmowy i ćwiczenia ustne.
Dodatkowo kraj ten nie był tak zniszczony po obu wojnach jak niektóre w Europie, a co za tym idzie, nie musiał sie borykać z problemami z hajsem, rosyjskimi łapskami wyciągniętymi po władzę i odbudową wszystkiego co się da. Szwedzi mogli się skupić na życiu lagom, produkcji muzyki i nauce angielskiego.
Apropos muzycznej ekspansji i nie tylko. Potomkowie Wikingów prowadzą najazd na wszelkie formy sztuki, zazwyczaj w USA, ale w Europie także. Kraj wcale mały powierzchniowo nie jest, ale ludności cztery razy mniej niż w Polsce! Stąd gdyby wszyscy artyści chcieli się kisić we własnym sosie, nie uzbieraliby na średnią krajową. Dlatego też atakują holiłudy, eurowizje, międzynarodowe wystawy, a przy tym wszystkim muszą prezentować nienaganną angielszczyznę. Pracownicy branż niezwiązanych ściśle z rozrywką też czują, że rynki międzynarodowe albo ich wołają, albo też przybywają do Szwecji i wtedy płynny obcy język jest bardzo potrzebny.
Dodatkowo cała masa dzieł jest również tworzona dla anglojęzycznego odbiorcy, więc rodacy, chcąc zrozumieć, muszą się bardziej przykładać.
Zdecydowana większość Szwedów po pięćdziesiatym roku życia radzi sobie z angielskim na poziomie minimum dobrym. U mnie w biurze, gdzie pracuje około osiemdziesiąt osób, nie ma nikogo, kto nie nie byłby w stanie poprowadzić konwersacji w języku Szekspira. Well done.
Dlatego też po przyjeździe do Szwecji nie czułam się aż tak zagubiona. Sklepy, poczty, informacje, przychodnie czy urzędy – wszystko stało dla mnie otworem. Mogłam poradzić sobie sama z każdą rozmową telefoniczną, reklamacją, aplikacją etc. Sądzę, że to miało ogromny wpływ na łatwiejsze zaadaptowanie się w środowisku a i możliwość podołania na własną rękę daje ogromną satysfakcję.
Dodam jeszcze, że co prawda Szwedzi mówią świetnie po angielsku, a to nam obcokrajowcom sprawia frajdę, bo nie ma ogromnej bariery językowej. Jednak zdecydowanie wolą swój własny język i cieszą się, jeśli imigranci się nim posługują. Nawet jeśli obcy kaleczą, to i tak jest dla Skandynawów przyjemniejsze niż nawijanie angielszczyzną cały czas.
Znalazłam artykuł datowany na dwa lata wstecz, który prezentuje listę krajów najbardziej obytych z angielskim i Szwecja jest na pierwszym miejscu w rankingu. Co ciekawe, Polska jest na dziewiątym. Is it possible?