Kolejny wilgotny i zimny tydzień minął. Pogoda nie nastraja do aktywności na zewnątrz. Wykorzystuję listopad i zaszywam się w budynkach. Knajpy, biblioteki, muzea a przede wszystkim własne mieszkanie, które staram się uprzytulnić na wszystkie możliwe sposoby. Czym umilałam sobie ostatni tydzień?
Obsesją ostatniego tygodnia jest dla mnie Biblioteka Miejska (jedna z filii) na Hornstull w Sztokholmie. Odwiedziłam ich kilka w mieście, a ta jest ani nie za duża, ani nie za mała, w sam raz, lagom, więc dodaję ją do listy ulubionych.
Kolejną, którą delektuję się jak długo mogę jest powieść – Shantaram. Wyczytałam, że ludzie tę książkę kochają albo jej nienawidzą. Jeszcze nie skończyłam, jednak zaliczam się do tych pierwszych. Polecam tym, którzy nie mają uczulenia na dawkę grafomanii w odpowiednim miejscu, a może potrzebują akurat posłuchać czyichś wywodów filozoficznych zamiast własnych. W standardowych warunkach grafomanii nie uważam, a wręcz nie trawię, ale od czasu do czasu, dlaczego nie. A w tej książce pasuje.
Muzycznie w tym tygodniu skupiłam się na polskiej muzyce i to ona zdominowała mój odtwarzacz na Spotify. Obsesyjnie wracałam do hiciorów mojego nastoletniego życia jak Jak zapomnieć Jeden Osiem L czy Baśki Wilków i wielu innych. Zdecydowanie to wina listopada i jego deszczowej obecnie aury, której dziwny kamerton nastraja nas w inną niż zazwyczaj stronę. Od wczoraj wałkuję też Bad Liar Imagine Dragons z nowego albumu, którego premiera miała miejsce w piątek, o czym przypomniała mi V, za co serdecznie z tego miejsca dziękuję.
Według opinii krążących po biurze, listopad jest najgorszym miesiącem roku, bo kończy się piękna jesień, nie zaczyna jeszcze ładna zima i cały miesiąc jest nijaki. Człowiek nie wie co ma ze sobą zrobić i tkwi w zawieszeniu między oczekiwaniem na święta a tęsknotą promieni Słońca muskających twarz. Ja z kolei nie mam żadnych wyrzutów sumienia, że czas poświęcam na naukę i ślęczę przy komputerze i książkach, zamiast łajdaczyć się gdzieś codziennie. Weekendowe spotkanie z ciekawymi ludźmi nastraja mnie pozytywnie i ładuje baterie na kolejny tydzień przy świecach i podręcznikach.
Co robicie w deszczowe wieczory i jakie są Wasze obsesje ostatnich dni?