Jakby mnie ktoś zapytał Co lubią Szwedzi? mogłabym odpowiedzieć na wiele sposobów. Lubią punktualność. Lubią muzykę (cały kraj namiętnie ogląda eliminacje do Eurowizji a następnie samą Eurowizję, a wszelkiego rodzaju muzyczne programy są w Top ramówek telewizyjnych). Lubią mięsne klopsiki z sosem żurawinowym. Lubią technologię i starają się ją wszędzie wdrażać i stosować. I lubią kolejki… i numerki.
Wszędzie gdzie człowieka czeka czekanie, na to czekanie dostaje numerek. I tak ostatnio, kiedy brat poprosił mnie o konkretny mięsny zakup, miałam okazję mieć swój numerek w kolejce u rzeźnika. Jest to o tyle plusem, że nikt się przed człowieka nie wpycha, nie tarmosi go i nie udaje, że on przecież tu stał.
Numery w urzędach, pocztach, bankach i podobnych instytucjach nikogo nie dziwią. Numerek nawet czasami można złapać u fotografa, wspomnianego rzeźnika i w sklepie. Dodatkowo w urzędach człowiek się umawia na konkretną godzinę (przez internet – wspomniana hołubiona technologia) i zazwyczaj jest tak, że nie czeka się długo na swój wyznaczony czas.
Kolejki to zazwyczaj spokojne ogonki i niestety (o czym już kiedyś pisałam – tu!) jeśli się ktoś wpycha, to zazwyczaj imigrant lub turysta, który w nosie ma szwedzkie zwyczaje. Na przystankach autobusowych obowiązują ogonki do pierwszych drzwi, gdyż nimi się do pojazdu wchodzi i natychmiast odbija swój bilet przy czytniku. I przykrą prawdą jest, że na osiedlach, w których dominują ludzie napływowi i ich kolejne pokolenia, w te kolejki zazwyczaj wpycha się kilka osób. Sama na takim mieszkam i wiem jak to wygląda z autopsji. Czekam grzecznie na autobus, ale kiedy zbliża się godzina zero zawsze robi się tłok u czoła ogonka i wpychają się Ci, którzy albo po szwedzku nie mówią albo ze słyszalnym akcentem. Albo młodzież, która wszystko ma za nic. I Polacy tu nie ustępują pod żadnym względem innym narodowościom, pchają się jak inni.
I druga sprawa tutaj przy okazji włażenia z buciorami przed kogoś, Szwedzi są dość mało konfliktowi. Co za tym idzie, rzadko zwracają uwagę takiemu łosiowi, który się wdziera na miejsce przed nich. Zazwyczaj stoją ze zniesmaczoną miną i pomstują po cichu do nieba. Jeśli ktoś zwraca uwagę, to jest to starsza osoba, której nie podoba się to, że od 10 minut czeka na transport a przyjdzie taki dziad i stanie przed nią bez ceregieli.
Polska rzeczywistość mocno różni się od szwedzkiej. Tu nie ma zazwyczaj wielu godzin czekania. Przychodzi się na konkretną godzinę i nie ma problemu. Sytuacje, w których trzeba swoje odsiedzieć, zdarzają się rzadko, nawet bardzo. I starsze pokolenie doskonale dostosowało się do systemu informatyzacji, numerków i wirtualnych wizyt, stąd też nie ma problemu, który występuje w polskich przychodniach, kiedy przybywa się na wyznaczoną godzinę wizyty – Ale my tu siedzimy od rana a pan dopiero przyszedł! Za to jest druga strona medalu, Polacy nie dają sobie w kaszę dmuchać kiedy ktoś próbuje im podstępnie podebrać miejsce. A Szwedzi już trochę tak…
Szwedka Maria po powrocie z wakacji w Polsce opowiadała mi o urlopie. Jeździ z dziećmi co roku w okolice Trójmiasta. I w tym roku zapytana o wrażenia wspominała, że było świetnie, jedzenie przepyszne, miasto ładne, plaża spokojna, hotel czysty i w ogóle miód malina. Ale jedno ją zirytowało. Kiedy weszła do restauracji i miała poczekać na obsługę, która przydzieli jej stolik, w ciągu kilkunastu minut wepchnęło się przed nią ileś osób a przy tym poskarżyła się, że ją potrącali.
Syn mi się pyta „Mamo dlaczego oni wchodzą przed nami, przecież stoimy w kolejce?”, a ja mu mówię, że nie wiem i żeby stał i poczekał grzecznie. Byłam oburzona tym wpychaniem. Bo wiesz, my Szwedzi lubimy stać w kolejkach.
Kwestia miejsca gdzie dorastamy i na jakie zachowania jest przyzwolenie społeczne. Chociaż i tak, nie ma co narzekać, inni mają gorzej.
Japonia vs Meksyk…