Od pewnego czasu przestałam używać słuchawek przemieszczając się. Powodów jest kilka, więcej czytam i zepsuły się douszniaki, których byłam szczęśliwym właścicielem. Te nauszne, wielkie, są mniej poręczne i blokują mi odgłosy otoczenia, co jest czasem niebezpieczne, no i wszyscy słyszą dookoła jaką muzyką się raczę. Nie przeszkadza mi to, bo raczę się dobrą muzą, ale z kolei tym ludziom obok może przeszkadzać, więc zachowując przyzwoitość, zrezygnowałam z dźwięku na rzecz słowa pisanego.
Poniekąd dzięki temu zdarza mi się częściej słuchać o czym rozprawiają pasażerowie jadący obok. I tu pojawia się jeden z wniosków, ludzie myśląc, że nikt ich nie rozumie, rozmawiają swobodniej i często bez zahamowań. Otoczeni lokalsami, nie zdają sobie sprawy z tego, że ktoś obok może też mówić po polsku, zapominają się i to bardzo.
Siedzę przy oknie, na jednym z czterech siedzeń, dwa naprzeciw dwóch. Na wprost mnie dwie damy, w wieku złotym, lat na oko pięćdziesiąt obie. Rozmowa toczy się po polsku. A to zakupy, a to praca, a to rodzina i wjeżdza temat imprez. Tu właśnie następuje moment, w którym za wszelką cenę usiłuję zachować kamienną twarz, skupiam się całą siłą woli na ekranie telefonu i treści książki, mimo to słyszę. Niestety wszystko. Jedna pani drugiej pani opowiada o dyskotece, którą ostatnio odwiedziła. Byłoby super, gdyby nie bardzo obrazowe opisy. Tego jak się ubrała i że specjalnie założyła wykwintne majty. Tego jak tańczyła wyginając się lubieżnie z chłopcami, którzy mogliby być jej wnukami. Tego jak ją rajcują murzyni. Tego jak ją rajcują ich penisy. Tego jaki wielki był ten, co go obsłużyła w toalecie. Ostatecznie tego jak zajebiście się czuła, kiedy inny ją (cytuję) przewiercił na wylot. Druga pani pierwszej pani nie pozostaje dłużna. Też opowiada o imprezie. Tę panią z kolei pociągają arabscy chłopcy. Reszta brzmi mniej więcej podobnie. Temat schodzi na ciężkie rżnięcie i wrażenia z innych takich wypadów, gdy zaczyna mi dzwonić telefon. Odbieram zwyczajowym „halo” i słucham co druga strona ma do powiedzenia, panie w tym czasie zagłębiają się w temat. Po jakimś czasie mówię: „Kończę dziś później…” i dalszy ciąg chyba umyka moim towarzyszkom podróży, gdyż spłoszone patrzą na mnie, na siebie, rozglądają się i z prędkością światła zmieniają miejsce w metrze na oddalone o kilka metrów. Miały na tyle przyzwoitości, że się zawstydziły, a przecież nie musiały.
Innym razem siada obok mnie dwóch dżentelmenów w wieku młodym, powiedziałabym mleko pod nosem. Bez zawstydzenia zaczynają rozprawiać, która z pań siedzących najbliżej nadawałaby się na raz jeden albo i dwa. Epitety – klasa. Tym razem bez telefonu, więc nieświadomi, że ich ktoś rozumiał opuszczają metro na ktorejś stacji.
Kolejka w markecie. Stoję grzecznie z koszyczkiem. Pani kasjerka prosi o przejście do kasy obok, bo będzie zamykać. Cała kolejka przesuwa się w prawo, tak jak stała, tylko jeden pan z panią biegną na złamanie karku i wpychają się przed resztę. Tak się składa, że byłabym następnym klientem, toteż nie zastanawiając się długo, staję przed nimi i wyjmuję produkty z koszyka. Było ich może 10, także wcale nie tak dużo, ale jednak. Pan za mną zbulwersowany wepchnięciem (!), mówi do towarzyszki: „Zobacz jaka suka”. Na co ja się odwracam: „Proszę?”. Cisza. Do mojego odejścia nie odezwali się słowem.
Rozmawiam ze znajomą przez telefon, w sumie w większości słucham co do mnie mówi. Odpowiadam na pytania, nic zdrożnego. Dojeżdżam do swojej stacji i komunikuję jej: „Poczekaj moment, wysiadam zaraz, to dokończymy”. Zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch pan obok przesuwa się na siedzeniu, żebym mogła przejść. Chwilę się zastanawiam. „Dziękuję” i przeciskam a pan zarumieniony: „Proszę”.
Jadę ze znajomą do pracy, siada obok nas dziewczyna a moja towarzyszka: „Zobacz jak ma ładnie pofarbowane włosy i ciekawe gdzie kupiła tę torbę”. Pani – Szwedka, więc nie rozumie, na szczęście.
Jedna podstawowa tendencja, którą da się zauważyć u Polaków za granicą. Rozmawiają nieskrępowanie na wszystkie tematy, wychodząc z założenia, że nikt dookoła, absolutnie, nie ma pojęcia o czym mowa. I oczywiście często rozmowa toczy się o osobach obok. Sama się czasem łapię na komentarzu. Brak przyzwoitości, brak kultury czy norma?