Wspomnienie trzecioklasistki

PicsArt_08-12-09.37.34

Dziwne jak potrafimy pamiętać pewne zdarzenia z przeszłości wyraźnie jakby się zdarzyły wczoraj. Słowa które padły, wyrazy twarzy, gesty. I naszą na nie reakcję, czasem taką, o której usilnie chcielibyśmy zapomnieć, bo zwyczajnie zachowaliśmy się jak dupki. W drodze ze sklepu, z kablem HDMI w torbie, mijam spacerniak dla psów. I przypominam sobie Natalię.

W podstawówce miałam koleżankę. Taką najlepszą, od serca, ze szkolnej ławki. Właśnie Natalię. To ten rodzaj znajomości, kiedy dzieciuchy robią wszystko razem. Niebieskooka, długowłosa i zawsze grzeczna. Tak, te włosy pamiętam doskonale. Gęste, koloru dojrzałego zboża i zawsze długie, jak u Roszpunki. Kiedyś przyszła do szkoły w koku, upiętym przez mamę, a my robiliśmy z niej żarty z powodu fryzury. Nazywaliśmy ją babcią Jadzią. Trzecia klasa podstawówki. Było to trochę podłe, przecież byłam jej najlepszą koleżanką. Dzieciaki są głupie. Nigdy później już się tak nie czesała. Dziwne, jak człowiek pamięta pewne zdarzenia.

Pewnego razu jej rodzice zabrali nas na wystawę psów do innego miasta. Ja razem z jej siostrą biegałyśmy po ruchomych schodach, a ona z mamą i tatą grzecznie siedziała na widowni. Dołączyłyśmy do nich, kiedy ochroniarz zaczął nas opierniczać, że schody to nie zabawka. Gadaj zdrów człowieku, dla dzieciaka z małego miasta, ruchome schody to było dopiero coś!

Bardzo lubiła mojego psa i razem z młodszą siostrą usilnie namawiały rodziców na zwierzaka. Jej ojciec był myśliwym i wtedy wydawało mi się logiczne, że to też właśnie zadecydowało o rasie. Choć nasza Księżniczka* nie była czystej do końca czystej rasy, w swoim psim ID miała wykaligrafowane „terier walijski”. Stało się tak, że rodzina Natalii doczekała się również teriera walijskiego o imieniu Sonia.

*A nasza Księżniczka, wcale nie miała tak na imię. Jednak zachowywała się jakby miała wszelkie tytuły na dzielni i błękitną krew. A do tego ziarnko grochu pod tyłkiem cały czas, bo zawsze wybierała najbardziej miękkie przestrzenie, żeby się tam uwalić, np. kołdrę leżącą na ziemi trzy sekundy, kiedy człowiek akurat zmieniał pościel.

Czarna podpalana Sonia miała budę i kojec na zewnątrz. I mimo, że całe dnie biegała z dziewczynkami po podwórku i domu, noce spędzała w swoim psim łóżku. Siostry zakochały się w niej natychmiastowo. Spędzały z nią każdą wolną chwilę i pies stał się głównym ośrodkiem zainteresowania w domostwie. Przy okazji uczyły się odpowiedzialności: karmienia, pojenia, zamykania wszystkich bram, szczotkowania, opieki etc. Choć i tak zawsze miałam wrażenie, że Natalia jest nad swój odpowiedzialna, wręcz czasami za bardzo, aż do znudzenia. A zdarzało się, że irytowała nas wszystkich. Nas wszystkich, czyli mnie, jej siostrę i ich sąsiada do kompletu. Kiedy podczas czyichś urodzin włączyliśmy muzykę w ich pokoju, ona się obraziła, że tańczymy, bo przecież adwent! Usiadła, założyła nogę na nogę a po chwili wyszła ostentacyjnie. Dziwne, jak człowiek pamięta pewne zdarzenia.

Kiedyś miałam spędzić u niej poszkolne popołudnie, jak to czasami bywało. Gdy zjawiłyśmy się w domu, pierwsze kroki skierowałyśmy do kuchni. Wiadomo, człowiek głodny, to człowiek zły. Szczególnie dziewięcioletni człowiek. Babcia Natalii, widząc wbiegające zmęczone dzieciaki, zaczęła szykować nam kanapki. Siedziałyśmy przy stole w narożniku ogromnej kuchni i jadłyśmy pajdy chleba. Jadłyśmy i jadłyśmy. Kiedy babcia wstała zrobić herbatę, powiedziałam półgłosem do koleżanki, że już nie dam rady więcej, głupio mi było zakomunikować to starszej pani. Natalia konspiracyjnym szeptem zdradziła mi, że ona już też nie jest w stanie nic upchać. Obżarłyśmy się po gardło, a nie chciałyśmy robić przykrości babci. Tak więc, kiedy owa usiadła znów do stołu i zaczęła smarować następne kanapki, wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia. Jednak zanim zdążyłyśmy się odezwać, staruszka powiedziała:
– Matko Boska, dzieci, ile wy jecie… Dużo mam jeszcze szykować?
Cisza. Patrzymy na siebie osłupiałe.
– Ale babciu! My jemy, bo Ty tyle szykujesz…
– Ja szykuje, bo wy tyle jecie przecież!

Po krótkim milczeniu w towarzystwie noża wiszącego nad kromką chleba, stwierdziłyśmy, że wystarczy napychania brzuchów i babcia z ulgą mogła wrócić do szydełkowania a my wypadłyśmy na zewnątrz zabijać czas potwornie ważnymi sprawami. Dziwne, jak człowiek pamięta pewne zdarzenia.

Przypominam sobie też, że potrafiła nienaturalnie wyginać palce. Uczyła się dodatkowo w szkole muzycznej i na skutek gry na wiolonczeli oraz pianinie jej dłonie dziwnie się układały, kiedy coś w nich trzymała.

W czasie pierwszej klasy gimnazjum, rozeszły się nam drogi. Znalazłam inne koleżanki w nowej szkole, do której obie trafiłyśmy i wolałam z nimi przebywać. Natalia przez swoją wrodzoną powagę i odpowiedzialność, zaczęła mnie irytować. Ja się chciałam bawić, spontanicznie i szalenie reagowałam na wszystko, a ona zawsze opanowana, nie potrafiła tego zrozumieć. Irytowała mnie i nudziła. W towarzystwie nowych osób, które cieplej przyjmowały moją żywiołowość, zaczęłam ją odsuwać w dość nieelegancki, przyznaję, sposób. Czasami sama siebie pytam, czy nie byłam zbyt podła. Pewnie tak. Czasu nie cofnę.

W późniejszych latach przeprowadziłam się z rodziną do innego miasta. I w liceum odkryłam naszą-klasę.pl. Kto to jeszcze pamięta? Zamysł pewnie był taki, żeby zakładając konto w portalu, odnaleźć starych znajomych ze szkoły, podzielić się kilkoma fotami, pogadać co słychać i ewentualnie odnowić kontakt. Jak było, wszyscy wiedzą i gdzie się skończyło, też. Pięćset tysięcy zdjęć domów, samochodów, dzieci… Każdy chwali się czym może. Nawet na studiach napisałam krótki felieton na ten temat. I właśnie dzięki nk.pl znalazłam Natalię. Odezwałam się do niej. I zdziwiłam bardzo, kiedy okazało się, że nie ma do mnie żalu. Porozmawiałyśmy on-line, powspominałyśmy i obiecałyśmy sobie, że spotkamy się na piwo. Ze spotkania w końcu nic nie wyszło, ale i tak ucieszyło mnie, że z taką swobodą mogłyśmy znów się porozumieć.

Nie powiedziałam jej wtedy, że spełniłam obietnicę. Obecnie jestem ateistką, ale jeszcze wtedy z różnych powodów chodziłam do kościoła. I odebrałam bierzmowanie. Tego dotyczył układ sprzed lat. Obiecałyśmy sobie, że wybierzemy wzajemnie swoje imiona w ramach tych z sakramentu. Nie wiem jakie ostatecznie wybrała ona, ja jednak nie zmieniłam swojego zamiaru, bo po latach miałam głupie poczucie, że jestem jej to winna. Nie żałuję. Dziwne, jak człowiek pamięta pewne zdarzenia. I obietnice.

A dlaczego przypominam sobie Natalię przechodząc obok spacierniaka dla psów? Kilka miesięcy, cztery lub pięć, po tym jak już Sonia zadomowiła się u nich na dobre, Natalia przyszła po mnie przed szkołą i chciała żebyśmy wybrały się na lekcje razem tego dnia. Było to dość niespodziewane, bo nasze domy dzieliło pół godziny marszu, a ona pojawiła się o wiele za wcześnie. Mieszkałyśmy w zupełnie innych stronach miasteczka. W czasie kiedy ja kończyłam pisać zadanie z matematyki i pakowałam rzeczy do plecaka, Natalia siedziała na kanapie w moim pokoju i głaskała Księżniczkę. Obróciłam się na krześle w jej stronę. Była pochylona w stronę psa i dopiero wtedy zauważyłam, że ma nieobecny wzrok i lekko zeszklone oczy. Zauważyła, że patrzę uważnie w jej stronę i wyszeptała przez łzy:
– Nie mam już psa…

Potrafiłam tylko podejść, przytulić ją. I psa. I tak siedziałyśmy.

Sonię tamtego ranka potrącił samochód.